Złote gody Państwa Józefy i Kazimierza Józefowiczów |
20.02.2018. | |
CHOSZCZNO. - Przez te nasze wspólnie przeżyte lata wypełnione obowiązkami, ciężką pracą, radosnymi i tragicznymi chwilami nie raz się spieraliśmy. Ale nigdy nie mieliśmy choćby jednego cichego dnia - zapewnia KAZIMIERZ JÓZEFOWICZ . W sobotę wraz z żoną JÓZEFĄ w Urzędzie Stanu Cywilnego odebrali Medale za Długoletnie Pożycie Małżeńskie.
Pani JÓZEFA JÓZEFOWICZ urodziła się 11 maja 1945 w Świebodnej na
Rzeszowszczyźnie. Jako dwulatka wraz z całą rodziną przyjechała do
Stradzewa. Tutaj też, 17 lat później, poznała swojego męża. - Dokładnie
pamiętam ten dzień. Akurat wracałam od siostry i nagle zobaczyłam
przechadzającego się brzegiem jeziora młodego mężczyznę. Pomyślałam
wtedy, że kiedyś, to będzie mój mąż - wspomina jubilatka. Dodaje, że rok
później w Urzędzie Stanu Cywilnego w Choszcznie wzięli ślub. - Do
Stradzewa przyjechałem do pracy jako 22-letni młodzieniec, byłem
wówczas pracownikiem budowlanym. Poproszono mnie, bym w wolnej chwili
wyremontował miejscową kawiarnię. Kiedy pewnego dnia wróciłem do niej po
narzędzia, poznałem Józefę. Spodobała mi się, od razu zaczęliśmy się
spotykać i tak minęło 50, raz chudych, raz tłustych lat - opowiada pan
KAZIMIERZ. Nadmienia, że urodził się 20 stycznia 1943 roku w Dąbrowej,
powiat Poddębice w województwie łódzkim. Po ślubie wraz z żoną
prowadzili w Stradzewie gospodarstwo rolne, stale je powiększając. -
Kochaliśmy tę ziemię. Bywało, że najpierw sam, potem wraz z synami
chodziłem rankiem na pole, by popatrzeć na jego piękno - opowiada.
Jubilaci wspominają, że na stradzewskiej ziemi wychowali czwórkę dzieci,
dwóch synów i dwie córki. Potem w 2003 roku przeprowadzili się do
Choszczna, gdzie pani Józefa opiekowała się wnuczętami, których w sumie
mają dziewięcioro. Zapytani o receptę na szczęście w małżeństwie
odpowiadają, że utrzymanie związku to ciężki kawałek chleba. - Każdego
dnia trzeba się starać, ale i przymykać oko na pewne sprawy. Mąż jest
człowiekiem wybuchowym i niezwykle gadatliwym. On nie potrafił milczeć, a
ja żywić urazy - mówi małżonka. Zaś pan Kazimierz dopowiada, że przez
te lata wypełnione obowiązkami, ciężką pracą oraz radosnymi i
tragicznymi chwilami spierali się nie raz, ale zawsze bardzo szybko się
godzili. - 51 lat temu to Józefa powiedziała, że zostanę jej mężem.
Dziś, gdybym tylko mógł cofnąć czas, to pierwszy dojrzałbym ją i
krzyknął, patrzcie, oto idzie moja przyszła żona - puentuje jubilat.
Katarzyna Jezierska
|
« poprzedni artykuł | następny artykuł » |
---|