CHOSZCZNO. KRYSTYNA i BOLESŁAW GONEROWIE odznaczeni zostali Medalami za Długoletnie Pożycie Małżeńskie. Dziś obydwoje zgodnie twierdzą, że tak naprawdę recepty na długie i udane małżeństwo nie ma.., ale? – Zawsze musi być ten ktoś, kto pierwszy ustąpi, a że w naszym małżeństwie mąż był wyjątkowo ugodowy, więc było nam zdecydowanie łatwiej – opowiada pani Krystyna.
Pani KRYSTYNA GONERA pochodzi z Nowego Żeńska, a jej mąż BOLESŁAW GONERA
ze Starego Klukomia. – U nas nie było sklepu, więc codziennie
po zakupy chodziłam na piechotę do Starego Klukomia. Właśnie w sklepie
spotkaliśmy się po raz pierwszy. Potem odprowadził mnie do domu, potem
znowu…, w sumie chodziliśmy ze sobą niespełna rok – opowiadała
jubilatka. Tu podkreśliła, że bardzo jej zależało na… szybkim ślubie. – W
listopadzie skończyłam 18 lat, a już grudniu było wesele – tłumaczy.
Obydwoje podkreślają, że wcale nie musieli się tak spieszyć, ale bardzo
kochali i…, tak zwyczajnie, chcieli być ze sobą.
- Ślub cywilny wzięliśmy w Choszcznie, a kościelny w Zamęcinie. Tuż po
weselu zamieszkaliśmy u rodziców, pół roku później kupiliśmy mieszkanie w
Starym Klukomiu, a w dwa lata po ślubie urodziła się nam pierwsza córka
– dodał małżonek. Tu zaznaczył, że po kolejnych 20 latach
przeprowadzili się do Choszczna. Obydwoje cały czas byli czynni
zawodowo. – Mąż przez ponad 35 lat pracował jako elektromonter w
Państwowym Ośrodku Maszynowym w Choszcznie, natomiast mnie wszyscy w
Klukomiu znają, bo sprzedawałam w miejscowym sklepie – przypomniała pani
Krystyna.
Tuż po odnowieniu małżeńskiej przysięgi oraz po odebraniu Medali za
Długoletnie Pożycie Małżeńskie z uśmiechami na twarzy wskazywali na
piątkę wnuków. Nie ukrywali też dumy ze swoich córek. – Myślę, że z
uśmiechem i radością powinniśmy wspominać wspólnie spędzone lata. Choć
przeminęły bardzo szybko, to jednak byłoby o czym opowiadać, i to
najczęściej bardzo pozytywnie. Bywały okresy, że żyło się trudniej, ale
jakoś dawaliśmy radę. Odpowiedź na pytanie, o receptę na zgodne i długie
pozycie małżeńskie, nie jest łatwa. Według mnie najprościej jest wtedy,
kiedy jedno z małżonków ustępuje. U nas najczęściej było tak, że to mąż
robił pierwszy krok. Ważna jest też miłość i wzajemne poszanowanie.
Oczywiście trzeba było też umieć sobie wybaczyć – podsumowała jubilatka. Zaznaczyła też, że gdyby miała przeżyć swoje życie jeszcze
raz, to chciałaby, by było ono takie same. Tuż po toaście jubilaci odbierali
życzenia. Tu również zgodnie stwierdzali: - Pragniemy dużo zdrowia i…
podwyżki emerytur.