06.04.2010. |
"Wydało się Lutkowi, że za daleko zapuścił się w knieję. Było tutaj ciemno i strasznie. Czy uda się odnaleźć drogę do domu? Dlaczego konie tak nerwowo parskają? Napotykał przed sobą coraz większy gąszcz leśny, przedzieranie się sprawiało mu coraz więcej trudności. Postanowił zatrzymać się w miejscu, gdzie stał duży kamień. Rozpalił ognisko i zamierzał odpocząć. Ogrzewał zziębnięte dłonie i spożywał resztki jedzenia, które zabrał ze sobą na polowanie. Ogień migotał wesoło u stóp głazu, a młodzieńca powoli ogarniała senność. Zdawał on sobie jednak sprawę, że będzie musiał ruszać w dalszą drogę. Uwagę Lutka znowu zwróciło parskanie konia. Po chwili z ciemnego gąszczu wyłonił się mężczyzna wysokiego wzrostu. Jego długie zmierzwione włosy wystawały spod hełmu. Ubranie stanowiła skóra spięta srebrnymi rzemieniami. Pomimo zimna nogi miał gołe, a na nich sandały sznurowane wysoko. Do nóg przybysza łasiły się liczne zwierzęta, między innymi łanie, borsuki i lisy. Lutek zamarł ze strachu. Nie potrafił wydusić z siebie jednego choćby słowa. Nawet koń przestał parskać. Tymczasem nieznajomy, gdy znalazł się blisko ogniska, przemówił: - Nie obawiaj się. Chociaż jesteś daleko od swoich, nie spotka tutaj ciebie żadna krzywda. Zawędrowałeś do mojego państwa, które jest tak duże, że wzrokiem trudno ogarnąć. Jestem Choszcz, a mój gród znajduje się niedaleko. - A ja Panie jestem Lutko, syn Dobiegniewa. Wybrałem się na polowanie, ale niedość, że nie upolowałem żadnego zwierza, to w dodatku zgubiłem drogę.
|
Czytaj całość
|